Rafal Dajbor napisał(a):
Bo tam się roi od sytuacji kuriozalnych. Socjalistyczny Bond jest dziennikarzem, a nie agentem, a działa jak agent z licencją na zabijanie. W odcinku, w którym ratuje jakiegoś greckiego poetę, czy pisarza-lewicowca pruje z kałacha i kładzie trupem iluś tam - i nic.
Licencja na zabijanie jak drut!
Oczywiście rozumiem, że dla wygody widza wszyscy mówią po polsku, ale totalny brak barier językowych i Maj gadający ze wszystkimi czy to w Rzymie, czy w Wiedniu, czy w wymyślonej Tupanace (San Escobar to jak widać tylko twórcze rozwinięcie pomysłu zacnych scenarzystów "ŻnG"
) zupełnie swobodnie to już się robi w pewnym momencie przesadne.
Dodałbym jeszcze mobilność Pana dziennikarza. Cytując może niezbyt dosłownie gospodynię z odcinka "Marsylia", kiedy ktoś zapytał o Maja: "Pan Maj jest dzisiaj w Genewie, ale jutro będzie w Nowym Jorku". Proszę zadzwonić w przyszłym tygodniu. Powinien już być we Francji."
Albo słowa Niemczyka w "Malavicie" w hotelu w Rzymie: "Proponuję, żeby poleciał Pan z nami do Malavity. Sądzę, że znajdzie pan tam coś ciekawego do swojego artykułu." Malavita? Za godzinę samolot? Ok, no problem.
Nie wspomnę już o mieszkanku z widokiem na Sejm - bodajże w odcinku "Marsylia". Maj siedzi na pięknym tarasie, popija kawkę i delektuje się widokiem.
To wszystko musiało porażać polskiego widza pod koniec lat 70.