Nigdy tego nie widziałem. Znalazłem na TVP VOD. Tylko pięć odcinków, zrekonstruowany... Pomyślałem więc, że co mi szkodzi obejrzeć. No i obejrzałem. Serial Dziedziny na podstawie książki Safjana jest bardzo przeciętny. Niby jest tu ciekawe tło społeczno-polityczne, ale ukazane w sposób bardzo mało ciekawy właśnie i nieprzekonujący, a rozmowy opozycyjnych w stosunku do władzy inteligentów wypadają wręcz kuriozalnie; niby dzieje się to na przełomie lat. 70. i 80., ale, kurczę, ja czuję, że ta Polska ukazana w "Dziewczynie..." to właśnie Polska przełomu kolejnej dekady, już po 1989 r., gdy serial powstawał (samochody, ubrania itp.) Sama fabuła mało oryginalna, a jednocześnie pełna logicznych dziur, nieprawdopodobieństw momentami komicznych (Stefan Tabak grany przez Roberta Tonderę, pojawiający się znikąd niczym Batman albo esbek śledzący główną bohaterkę...). Poza tym kiepskie dialogi, zwłaszcza pomiędzy młodymi aktorami. Do tego stopnia marne, że zdarzało mi się bez problemu odgadywać kolejne wypowiadane kwestie... Kilka nieznośnie papierowych postaci (majster donisiciel grany przez Szytenchelma czy wiecznie pijany pisarz - nie mogę sobie przypomnieć nazwiska aktora, a nie ma go w obsadzie na filmpolski.pl, co jest dość dziwne, bo to przecież całkiem spora rola). Serial broni się niezłym aktorstwem, wyróżnia się zwłaszcza stara gwardia: Kopiczyński, Sochnacki, Józefowicz. Także młodszy od nich Precigs. W jednym z odcinków fajne autoironiczne epizody zaliczają Pawlik, Voit i Paluszkiewicz. Zdecydowanie gorzej wypadają za to młodzi: przede wszystkim nieznośnie sztuczny Tondera czy grająca główną bohaterkę Beata Paluch - obdarzona nieprzeciętną urodą, ale niestety średnimi umiejętnościami aktorskimi. Do tego jej Marta jest postacią mocno irytującą, której trudno kibicować. Nie wiem, czy to "zasługa" Paluch czy też scenariusza. Przypuszczam, że jednego i drugiego. Jeśli już przy urodzie jesteśmy, to warto zwrócić uwagę na pewne istotne zmiany obyczajowe. Otóż w "Dziewczynie z Mazur" Marta co i rusz traktowana jest w sposób wyjątkowo protekcjonalny, zarówno mężczyźni, jak i kobiety ostentacyjnie komentują jej wygląd i oceniają jak pieska na wystawie. Dzieje się to chyba w każdym odcinku, często nawet po parę razy. Zdaję sobie sprawę, że w czasach, w których rozgrywa się akcja serialu, coś takiego jak seksizm mało komu przychodziło do głowy i była inna obyczajowość, ale i tak jest to dość zabawne, chociaż należałoby raczej stwierdzić, że nawet trochę przykre. Zawłaszcza że Marta na te wszystkie komentarze prawie nie reaguje, a przecież trudno uznać ją za potulną myszkę. Najwyraźniej uważała to coś zupełnie naturalnego, bo powszechnego. Kobieta-bibelot - tak ją traktują niemal wszyscy bohaterowie, niezależnie od wieku i płci... Jak wiadomo, ja z dystansem podchodzę do akcji typu #MeToo i wrzucania wszystkiego do jednego worka, jestem przeciwnikiem wszelkich skrajności i nie uważam, że podkreślanie kobiecej urody w jakikolwiek sposób kobietę uprzedmiatawia czy jej uwłacza (o ile oczywiście nie patrzy się na nią wyłącznie przez pryzmat jej urody bądź braku) - no tak już stworzono świat, że jedna płeć uchodzi za tę piękniejszą... Jednakże to, w jaki sposób komentowano wygląd głównej bohaterki serialu i w ogóle jak ją traktowano jako kobietę, nawet na mnie zrobił wrażenie, bo to było naprawdę przegięcie. Dzisiaj za takie pokazanie relacji damsko-męskich i w ogóle stosunku do młodych kobiet Dziedzinę rozszarpałyby nie tylko wojujące feministki, ale i mniej radykalni widzowie poczuliby może podobny do mojego dyskomfort . Dziedzina był nierównym reżyserem, kręcił rzeczy lepsze i gorsze. "Dziewczyna z Mazur", ostatnia produkcja, którą wyreżyserował, należy niestety do tych gorszych. Nie dziwię się więc, że jest właściwie zapomniana, choć przecież nie aż tak leciwa.
_________________ My żyjemy!
|