Filmy dokumentalne, nawet jeśli wchodzą do kin, to przemykają tak szybko przez ekrany, że niemal nie sposób ich obejrzeć. Podobnie było z dokumentem o festiwalu w Jarocinie, który długo po premierze w końcu udało mi się obejrzeć, i niestety spore rozczarowanie. Dochodzę do wniosku, że chyba w Polsce tradycja realizowania filmów muzycznych została zerwana, bo ostatnie produkcje tego typu są strasznie słabe (dokument o Niemenie był jeszcze gorszy). Mam wrażenie, że realizatorzy nie mają pomysłu na to co chcą opowiedzieć, zakładają, że przepytają trochę osób, pokażę archiwalia i już, ale szybko okazuje się, że to nie wystarcza. W "Jarocin. Po co jest wolność" najlepsze fragmenty to urywki ze starego filmu "Fala" Piotra Łazarkiewicza. Tam też była obecna polityka, ale subtelnie, a nie kawa na ławę. Tutaj wszystko tłumaczy się politykę, przez politykę, za pomocą polityki. Do znudzenia.
_________________ "Dostał obsesji na tle żyrandola!"
|