Karel, napisał ''największy z wielkich" i chyba coś jest na rzeczy. Gdy zacząłem się zastanawiać jakich użyć słów, by oddać to do czego przyłożył rękę, oko, a przede wszystkim swój artystyczny zamysł, jak określić jego miejsce na operatorskim firmamencie, przyszło mi do głowy takie słów zestawienie - czołówka ścisłej czołówki. Dorobek Jerzego Wójcika jest naprawdę imponujący i co znamienne, mamy tam obrazy bardzo różnorodne stylistyczne jeśli chodzi o formę. Najjaskrawszym tego przykładem może być jego wkład w dwie monumentalne jak na nasze warunki produkcje kostiumowo-historyczne, ale jakże różne przecież, o zupełnie innej temperaturze, co miało oczywiście swoje odbicie w sferze wizualnej obu tych filmów. Z kolei ostatni etap pracy za kamerą to idealne wpasowanie się w kameralny, wyciszony, choć gdzieś podskórnie niepokojący nastrój filmów Stanisława Różewicza, a jeszcze sporo wcześniej obaj panowie popełnili coś tak mocnego, głęboko zostającego w pamięci jak ''Westerplatte". Cofając się jeszcze wstecz mamy dwie wręcz wybitne pozycje jeśli chodzi o stronę plastyczną, a mianowicie rygorystyczną pod względem kompozycyjnym ''Matkę Joannę od Aniołów'' i poetyckie ''Nikt nie woła'' w którym mamy próbę pójścia zupełnie własną drogą, bez oglądania się za siebie, bez czerpania od innych, co podkreślali zarówno Kazimierz Kutz jak i zmarły niedawno bohater tego tekstu. Mamy tutaj ascetyzm filmowanego obiektu z jednoczesnym szerokim ujęciem całości. A przecież mistrzostwo, żeby nie powiedzieć geniusz, choć sam Jerzy Wójcik na pewno nie użył by w stosunku do siebie takiego określenia (ja mogę jak najbardziej), ujawnił się już przy współtworzeniu kilku wręcz sztandarowych filmów należących do tak zwanej Polskiej Szkoły Filmowej. Notabene wspomniana wcześniej ''Matka Joanna również jest zaliczana do tego nurtu, choć to już idąc za Markiem Hendrykowskim, faza schyłkowa. Zarówno w swoim samodzielnym debiucie (''Eroica'' Munka), jak i jeśli chodzi o rok późniejszy ''Popiół i diament" Wajdy, Wójcik bezbłędnie wkomponował się w charakter obu pozycji, tak różniących się już w samym podejściu do tematu, a jednocześnie uzupełniających się nawzajem. Proza Andrzejewskiego przeniesiona na ekran nabrała filmowego konkretu o wysokim stężeniu symboliki, która przeniknęła wręcz w naszą narodową jaźń, trafił w czuły punkt, wywołując spory, a niektóre sceny, czy wręcz pojedyncze kadry weszły na lata do filmowego gorącego kanonu. Sam Wójcik nie swoje artystyczne dylematy uważał za najistotniejsze w tym wypadku, a to na ile potrafił przyczynić się do jak najbliższego prawdzie oddania dylematów młodych ludzi jakich przedstawicielem był Chełmicki w kreacji Cybulskiego Co do filmu Munka przytoczę tutaj Piotra Szulkina - ''Jakość wywodu intelektualnego harmonizuje z czystością formy". Trafniej chyba nie można, a przecież za tę ''czystość formy" w dużym stopniu odpowiadał właśnie Wójcik, debiutant! o czym już wyżej wspomniałem. Choć nie taki zupełnie nowicjusz , bo przecież nie bez znaczenia była praca z Jerzym Lipmanem przy ''Kanale" a także ''Prawdziwym końcu wielkiej wojny", czy współautorstwo jeśli chodzi o zdjęcia do ''Koniec nocy". Tak, czy inaczej czapki z głów. Przy ''Ostinato - Lugubre" mamy inspirację ''Obywatelem Kane" i choć nie było wiadomo do końca jak zrobić to od strony technicznej, to udało się uzyskać zamierzony efekt. Za to na powstańczą nowelę, Wójcik nie miał jakiegoś konkretnego pomysłu, ale finalnie udało się oddać zamierzenia reżysera, o czym mówił sam Munk. Jeśli miałbym się pokusić o jakąś myśl przewodnią dotyczącą tego operatorskiego rozdziału twórczości Jerzego Wójcika, to chyba byłoby to właśnie to, że potrafił niesłychanie trafnie wkomponować się w opowiadaną historię którą współtworzy,a jednocześnie być przy tym na tyle świadomym artystą żeby dorzucić coś od siebie i wcale nie mam na myśli jakiś popisów, czegoś w rodzaju naddatku dla samego efektu, tylko pełne współuczestnictwo i odpowiedzialność za projekt w którym bierze udział.
_________________ ...nie profesor, tylko satyr..
|