Kiedyś ta wiadomość musiała przyjść, bo przecież nikt nie żyje wiecznie, ale i tak jest to naprawdę smutna informacja. Odeszła wspaniała aktorka, zwłaszcza teatralna, choć w kinie też zaznaczyła swoją obecność. Biorąc pod uwagę jak długo żyła i grała, jej filmowy dorobek faktycznie nie jest imponujący i wydaje się, że polskie kino nie do końca ją wykorzystało. Na początku kariery stworzyła dwie role, które przeszły do historii ("Zakazane piosenki", "Skarb"), później nastąpił okres mniej udany, pojawiała się w filmach, ale nie były to ani role pierwszoplanowe, ani jakoś szczególnie się wyróżniające. Kino przypomniało sobie o niej po 1989 r., gdy stworzyła ważne kreacje w filmach Doroty Kędzierzawskiej ("Diabły, diabły", "Pora umierać"), "Pożegnaniu z Marią" Zylbera, "Pokłosiu" Pasikowskiego, była też sympatyczną babcią w komedii "Ile waży koń trojański?" Machulskiego i jedną z bohaterek "Jeszcze nie wieczór" Bławuta. Nie można zapominać o fantastycznych występach w takich przedstawieniach Teatru TV, jak "Między nami dobrze jest" czy "Daily soup" - role dość do siebie podobne, ale obie świetne. To właśnie teatr - ten klasyczny, bo telewizyjny tylko przy okazji - był jej żywiołem i jemu pozostała wierna niemal do samego końca swojego życia. Scena, publiczność - to było dla niej najważniejsze, a kino, choć istotne, zostało jednak trochę na drugim planie. Może gdyby otrzymała więcej ról na miarę swego talentu byłoby inaczej? Szaflarska żyła długo, pięknie, aktywnie. Sposób, w jaki traktowała swój zawód może stanowić wzór dla wielu młodych aktorów. Ileż to razy mówiliśmy o tym, że wraz ze śmiercią danego aktora kończy się pewna epoka? Nie raz... Dziś niestety wypada powtórzyć to po raz kolejny...
_________________ My żyjemy!
|